środa, 22 stycznia 2014

theCor

SERCE (łac. cor, cordis)

Jeden z wątków osobistych związany z WOŚP pojawił się już w rozdziale theDication, do rozwinięcia zmusił mnie zaistniały w naszym kraju chyba na skalę ogólnoświatową fenomen. Trochę odciąłem się środków masowego przekazu i skupiłem na własnej osobie i najbliższym otoczeniu, dlatego też gdy w radiu, dzień po 22 Finale WOŚP usłyszałem praktycznie pozbawionego głosu Jurka, który zamiast cieszyć się z kolejnego sukcesu, nerwowo odpierał jakieś niedorzeczne zarzuty zainteresowała mnie cała ta sytuacja. W kwestii działalności WOŚP na pewno nie będę umiał zachować obiektywizmu, a to dlatego, iż będąc szczęśliwym tatą dwóch wspaniałych dziewczynek, niestety ze względu na ich problemy zdrowotne byłem zmuszony przekonać się, że ten specjalistyczny sprzęt medyczny, który widzimy w telewizji to nie tylko świetnie zmontowany spot reklamowy na potrzeby skomercjalizowania jakiejś akcji służącej osiągnięciu korzyści bliżej nieokreślonej grupki ludzi, tylko aparatura, która trafia do szpitali i tam pomaga dzieciom, ich rodzicom, a teraz także pacjentom geriatrycznym. Gdy starsza córka mając 6 miesięcy trafiła na oddział pediatryczny niezbyt dużego szpitala dzięki materacykom kontrolującym oddech, które trafiły tam właśnie od Orkiestry, mogliśmy w nocy zdrzemnąć się przynajmniej kilka godzin bez obawy, że gdy nie będziemy czuwać akurat wtedy wydarzy się coś niedobrego. Gdy coś poważnego dzieje się z naszym dzieckiem do głosu dochodzą takie emocje, że świadomość, iż oddział wyposażony jest w specjalistyczny sprzęt, który zapewni naszemu dziecku bezpieczeństwo naprawdę bardzo uspokaja. Młodsza córka też niestety musiała zostać poddana zabiegowi z użyciem specjalistycznego sprzętu medycznego, który również został przekazany klinice przez WOŚP. Jeżeli chodzi o wyposażenie w tego rodzaju urządzenia, kwalifikacje oraz fachowość personelu, wszystko zorganizowane było na bardzo wysokim poziomie. Problemem pojawił się w momencie gdy córce po zabiegu otworzyło się naczynie i dostała krwotoku. Lekarka uciskała naczynie dłonią, a pielęgniarki przetrząsały oddział w poszukiwaniu opaski uciskowej. Na szczęście akcja została zakończona sukcesem - znalazł się jeden ostatni bandaż opatrunkowy. Zważywszy na naprawdę fachowe i serdeczne podejście personelu tego oddziału do pacjentów, nie podejrzewam żeby te deficyty były wynikiem zaniedbań personalnych, a bardziej przyczyn upatruję w odgórnych cięciach finansowych. I w ten sposób dochodzimy do motywu zarysowanego we wstępie.

WOŚP vs. NFZ

Poseł Kurski zarzuca panu Owsiakowi, iż kwota, którą przeznacza WOŚP na służbę zdrowia to jedynie ułamek. Pan poseł podaje dokładne liczby:

Cyt."Fakty są następujące. Jerzy Owsiak przeznacza 34 miliony na sprzęt, z 50 milinów które zbiera. Budżet NFZ wynosi 68 miliardów złotych, czyli dwa tysiące razy więcej. NFZ wydaje w ciągu jednej godziny na zdrowie tyle, co WOŚP przez cały rok."

No i mamy wniosek z tych 68 miliardów od NFZ-u brakuje na podstawowy sprzęt, dla przykładu wspomniana powyżej, ratująca życie opaska uciskowa 10cm (cena zakupu netto ok. 2zł). Więc czy faktycznie warto podejmować się zbiórki jakichś tam kilkudziesięciu nieznaczących milionów złotych, przeznaczyć je na drogi sprzęt, który trafi do szpitali, których nie będzie stać na wykwalifikowany personel potrafiący go obsługiwać. A jak już jakimś cudem uda się przeprowadzić zabieg to może się okazać, że w przypadku niegroźnego krwotoku, będzie brakowało zwykłej opaski, która pozwoli go zatrzymać, albo akurat pechowo nie będzie w tym dniu na oddziale osoby, której będzie się chciało przez kwadrans uciskać nóżkę naszego dziecka. Przecież zarobki są takie kiepskie, kto zapłaci za ten czas? Czy wystarczy na to z tych 68 miliardów z NFZ-u, jeżeli nie wystarcza na opaskę za 2 zł. Niestety mamy tragiczne potwierdzenie - przeczytaj: "Pacjentka szpitala we Włocławku straciła bliźnięta".

Za niegospodarne zarządzanie pieniędzmi oczywiście nie jest odpowiedzialny tylko NFZ, czy MZ, bo w ostatnim czasie ostro wzięli się za uszczelnianie systemu i walkę z nadużyciami (niestety tym razem przesadzili w drugą stronę, do tego stopnia, że lekarze panicznie boją się świadczeń refundowanych), ale i my wszyscy: lekarze, farmaceuci oraz pacjenci. Nie zdajecie sobie sprawy jakie ogromne straty są generowane na co dzień. Przedstawię taki pojedynczy przykład. Pacjent wykupuje leki, za które płaci ok. 1000 zł - nie jest to oczywiście całkowita ich wartość, gdyż część stanowi zwrot z NFZ (refundacja gwarantowana przez ubezpieczenie zdrowotne - obecnie z każdą przeceną coraz niższa, no ale jest). W przypadku leków specjalistycznych często refundacja stanowi wielokrotność kwoty którą uiszcza pacjent. Tak więc przyjmując, że część z leków naszego przykładowego pacjenta stanowiły pozycje pełnopłatne (nierefundowane) całkowita ich wartość wynosiła ok. 1500 zł. Nasz pacjent niestety po kilku dniach umiera, pozostawiając po sobie cały asortyment nie zaczętych farmaceutyków. Apteka nie ma możliwości przyjęcia ich z powrotem na stan (reguluje to odpowiednie rozporządzenie), nie może ich również przyjąć oddział szpitalny (córka pacjenta próbowała także takiego rozwiązania). Jedyne co pozostaje to przywieźć leki do którejś z wyznaczonych aptek i umieścić je w specjalnym pojemniku, z którego trafią one do utylizacji, za którą jeszcze dodatkowo ktoś będzie musiał zapłacić. To jest przykład pojedynczego pacjenta, a przez jaką liczbę musielibyśmy pomnożyć tę kwotę, żeby zobrazować całkowity bilans strat? Jak widzicie problemem nie jest sama wartość ponoszonych nakładów (faktycznie liczby nie kłamią, wygrywa NFZ), tylko umiejętność gospodarowania nimi (pod tym względem na pewno zwycięża WOŚP). Poza tym samo zestawienie tych dwóch instytucji moim zdaniem jest bardzo niefortunne. NFZ to na pewno nie jest organizacja charytatywna i nie kieruje się w swojej działalności żadnymi szczytnymi przesłankami. A politykom, którzy tak krytycznie wypowiadają się o działalności WOŚP zazdroszczę zdrowych dzieci, z którymi nie muszą podróżować po całym kraju (czasem po krajach ościennych) w poszukiwaniu lekarzy specjalistów i nie muszą korzystać ze sprzętu przekazanego przez Orkiestrę. Gdybym miał gwarancje, że takie odmóżdżenie zagwarantuje zdrowie moim dziewczynkom, zdecydowałbym się bez wahania. Siedziałbym sobie i zrzędził, jak to Owsiak żeruje na ludzkich tragediach i robił wyliczenia ile to kasy przyniósł mu kolejny komercyjny spektakl z masą serduszkowych theKoracji. Na cholerę wtyka nos w nieswoje sprawy, przecież NFZ i MZ świetnie sobie z wszystkim radzą. A moje dzieciaki bawiły by się spokojnie w ciepłym i przytulnym domku zamiast szlajać się po oddziałach klinik pediatrycznych. Tylko gderanie ojca by im troszkę przeszkadzało, no ale gdy zdrowie dopisuje, to wszystko da się znieść.

DECOR - Interior design describes a group of various yet related projects that involve turning an interior space into an "effective setting for the range of human activities" that are to take place there ...

Warto postarać się, aby drogi sprzęt podarowany przez WOŚP nie stał się tylko i wyłącznie ekskluzywnym elementem dekoracyjnym, tylko służył ratowaniu życia i zdrowia. Pamiętajmy także jakie przesłanie kryje się za tym prostym, a jednocześnie bardzo wymownym znaczkiem WOŚP (theCor), który zyskał tak ogromną popularność. Nie zepsujmy pracy tylu bezinteresownych ludzi, którzy poświęcili się całym swoim sercem niesieniu pomocy innym.

Na szczęście są jeszcze tacy lekarze, którzy nie przeliczają wszystkiego na pieniądze, wykonują jak należy swoje obowiązki i starają się wykorzystać w pełni możliwości sprzętu za bagatela 50 milionów złotych (zarówno 20, jak i 21 finał). Czy bardzo brzydka nagonka na osobę Jurka Owsiaka i działalność WOŚP nie wpłynie przypadkiem na wyniki 22 finału? Sprawdzimy jak zakończą się wszystkie trwające jeszcze licytacje. Zachęcam do brania udziału. Jedno wiem porównując jakość wystawianych przedmiotów na pewno w tym roku znacznie odbiegała ona od poprzednich licytacji. Czy to przypadek? Nie wiem komu została wyrządzona taka "przysługa", ale na pewno nie będzie to obojętne "dla dziecięcej medycyny ratunkowej i godnej opieki medycznej seniorów". Część ofiarodawców połączyła przyjemne z pożytecznym i pozbyła się, sterty rupieci, które pozostały po świątecznych porządkach. Zresztą nie to jest istotne, może akurat ktoś z Was potrzebuje podpórki pod chwiejące się łóżko właśnie w tym rozmiarze (odsyłam do działu Kultura i rozrywka -> Książki i Komiksy). Ważne żeby brać udział w tych licytacjach, bo również one w znacznym stopniu zasilą zebraną pulę pieniędzy. Nie było łatwo, ale znalazłem kilka godnych polecenia pozycji. Polecam licytację gitary Fender Stratocaster, którą przekazała dla WOŚP córka śp. Andrzeja Turskiego, czy też instrument przekazany przez gitarzystę zespołu IRA, której nazwę powinienem wykropkować z uwagi na fakt, iż mogą ten wpis czytać niepełnoletni miłośnicy z lekka porąbanych blogów (aukcja zakończona 16 stycznia).

Tak jak powiedziałem we wstępie nie jestem obiektywny w tej sprawie i nikt z rodziców, czy w tym momencie także rodzin pacjentów geriatrycznych nie będzie. Orkiestra działa, ma świetne wyniki i jedyne co powinniśmy robić to starać się włączać w tą akcje. Jeżeli kogoś irytuje cyt. "sakralizacja tego wydarzenia” to jest jego problem. Ja osobiście staram się unikać wyolbrzymiania zasług i dorabiania sztucznych ideologii, ale akurat w przypadku WOŚP ta tzw. "sakralizacja", chyba nie jest niczym złym. Pracuję w służbie zdrowia, borykam się z problemami zdrowotnymi pacjentów, a także własnych dzieci. Zdrowie jest świętością, zwłaszcza zdrowie naszych dzieci. Na jednej z klinik pediatrycznych widnieje łaciński napis: "Salus infantis suprema lex est". Czy naprawdę komuś z Was przeszkadza, że Jurek zarabia 4 tysiące złotych? Chciałbym znaleźć pracownika, który za taką pensję odwalałby taki kawał dobrej roboty. Bilans finansowy WOŚP: 8% - koszty organizacyjne, 92% - przeznaczone na cele charytatywne. Jest to najlepszy wynik spośród wszystkich instytucji charytatywnych działających na terenie naszego kraju.

Mam nadzieję, że za rok ludzie zmądrzeją?

SIEMA
woytik


Jednak trochę przeceniłem znaczenie brzydkiej nagonki medialnej. Bilans XXII finału wypadł całkiem nieźle (52 448 765,49 zł). WOŚP to jednak solidna firma, która przez lata ciężko pracowała na swoją renomę. Zdrowy rozsądek tym razem zwyciężył.

PS.

W przygotowaniu utwór theCor, który dopniemy niebawem, ze względu na małe problemy techniczne. Ścieżka rytmiczna miała być zbudowana z zarejestrowanych jeszcze w okresie życia płodowego zapisów echa serca naszych córek. Jednak z uwagi na theStrukcyjną działalność naszego kota, który przewrócił na nasz domowy komputer wazon z wodą całe zgromadzone archiwum danych przepadło. Jestem zwolennikiem licznych kopii zapasowych, ale tak się jakoś dziwnie poskładało, że akurat tych nagrań prawdopodobnie nie powieliłem. Cały czas przeszukuję wszystkie nośniki na których mogłem to zamieścić. Na razie jednak bez sukcesów. Jedno serducho czeka cierpliwie na swoje kuzynki. Coś zaradzimy. To najmłodsze po udanym zabiegu bije rytmicznie i znacznie donośniej, a przede wszystkim bez szmerów (co istotne także dla celów w których chcemy je teraz wykorzystać), więc trzeba będzie po prostu zarejestrować je na nowo.

theCOR PLAY

Po dosyć długiej przerwie zgodnie z obietnicą udostępniamy pierwotną wersję utworu theCor. Kuba cały czas pracuje jeszcze nad ścieżkami, także nasz theCor może nam się jeszcze przez pewien okres czasu przeistaczać, do momentu uzyskania ostatecznego kształtu. Zapowiadane ścieżki z heartbeatami zostaną włączone już niebawem.

He(a)r(t)b(e)aty

Nie należy ich mylić z herbatami, no ale jak już nawiązaliśmy do tej tematyki to w przypadku problemów z mięśniem sercowym polecam Inflorescentia Crataegi (kwiatostan głogu).
I to tyle na dzisiaj w kąciku porad farmaceutyczno-zielarskich.
Zapraszam do przesłuchania załączonego poniżej MP3.

gitara: Wojtek Musiał + kilka pomysłów,
cała reszta: Kuba Diduch




Zbiórki zakończone sukcesem:

piątek, 10 stycznia 2014

thePresja

thePresja

Niby zima, a nie zima - wcześnie zmrok - ciemność. Jak jest śnieg to tak jakoś jaśniej i przyjemniej. Odbite światło podnosi nam wtedy poziom serotoniny. A teraz przed 16-tą zmrok, więc jej poziom drastycznie spada, a za nim nastrój. Nic się nie chce: dopamina, endrofiny ... wszystko leci na łeb na szyje. Kawa, alkohol, słodycze - stymulujemy jak się da tą naszą mózgową wytwórnie neuroprzekaźników, ale tak jakoś bez większych efektów.

No i co z tym pozytywnym nastawieniem o którego zbawiennym wpływie trąbię wszem i wobec. Wciskam, że nasze myśli kreują rzeczywistość, a tu zwykła chemiczna reakcja w naszym organizmie wywołująca złe samopoczucie sprawia, że czujemy się bardzo źle. Odczuwanie jest znacznie ważniejsze od suchej kalkulacji i sztucznych afirmacji, bo to właśnie ono inicjuje najbardziej istotne zmiany w naszym życiu. Zaczynamy się więc zastanawiać: "Dlaczego tak podle się czuję?" Niby wiemy, że jeżeli bedziemy myśleć pozytywnie to wszystko będzie OK, a tu nagle pojawia się wątpliwość, o której wspominałem w theDication: "A jeżeli jednak nie będzie OK, to co wtedy?" Konsekwencją wątpliwości jest presja (tym razem bez prefiksu the) na czucie się wspaniale za wszelką cenę. No a my nie lubimy jak nas ktoś do czegoś zmusza, nawet, a może zwłaszcza, jeżeli sami musimy się do czegoś zmuszać. Więc na to wszystko naklada się nam jeszcze opór. I tak nagle pełen optymizmu, radosny (zazwyczaj) człowiek ma już w swojej głowie: obniżony poziom neuroprzekaźników + niepokój + zwątpienie + presja wewnętrzna - i z takiego właśnie koktajlu chemiczno emocjonalnego powstaje nam nasza tytułowa thePresja.

Zauważcie jak wiele zawiera w sobie ten magiczny, niby nic nie znaczący przedrostek "the", no bo presja pozostaje nienaruszona.

A przecież wczoraj tak właściwie wszystko wyglądało tak samo - spóźniłem się do pracy (15 min), nie zdążyłem zjeść nic poza śniadaniem, żona wydzwaniała z pretensjami, dzieci były niegrzeczne, nic mi się nie udało załatwić z całej, dosyć pokaźnej listy zadań ... Więc dlaczego wczoraj mi to nie przeszkadzało i śmiałem się jak głupi do przysłowiowego sera, a dzisiaj nagle szukam w swojej głowie symptomów thePresyjnych?

Może jakiś motywik muzyczny na tę okoliczność. Lubimy takie smętne klimaty, bo to taki sygnał, że jest ktoś jeszcze kto też nie czuje się najlepiej, a jak wiadomo - w kupie raźniej. Może coś w autorskich Kuby wyszperam? Nostalgiczne produkcje to w końcu jego specjalność. Z uwagi na znaczne zaburzenie następstwa pór roku utwór pt. "Jesień". W końcu jesień to taka najbardziej thePresyjna pora roku.

Kuba Diduch "Jesień" PLAY

Jutro będzie lepiej - na wszystko jest jakiś sposób. Może wystarczy zwiększyć dawkę: słodycze, kofeina, alkohol? Może jakąś magiczną pigułkę? A może po prostu zrobić coś fajnego dla siebie, a może dla kogoś? Tyle możliwości - byle tylko ich natłok nie pogłębił i tak już znacznie obniżonego nastroju. No ale przecież fajnie jest móc wybierać, lubimy sami decydować, na tej ludzkiej słabości bazują hipermarkety i sklepy internetowe, więc coś w tym musi być. Tyle ciekawych rzeczy czeka, aż uda nam się wygospodarować trochę wolnego czasu. Jeżeli i tak nic mi dzisiaj nie wychodzi to może tak właśnie dzisiaj coś z tej mojej rozbudowanej listy zakręconych pomysłów zrealizuję, a już dosyć dawno do niej nie zaglądałem. Przecież świetny poradnik wspinaczkowy kupiłem sobie już jakiś czas temu - będzie jak znalazł na dzisiejszy wieczór, a może od razu za butami się rozejrzę?

Głowa do GÓRY!
woytik


środa, 8 stycznia 2014

theDication

Wpis theDykowany jest synowi mojej znajomej, który rozpoczyna właśnie swoją przygodę z moim ukochanym instrumentem - GITARĄ. Ja zacząłem stosunkowo późno, co wtedy stanowiło dla mnie ogromny problem. Chciałem zacząć szkołę muzyczną, ale zrezygnowałem, bo stwierdziłem, że nie pogodzę tego z szkołą średnią oraz próbami, które staraliśmy się wtedy organizować jak najczęściej to było możliwe. Tak więc zostałem samoukiem. A wtedy nie było tak łatwo o materiały do nauki jak teraz. Bazowałem na kilku skserowanych kursach gitarowych. W tym miejscu podziękowania dla wujka Bogdana za kurs bluesa autorstwa Leszka Cichońskiego, dzięki któremu do dziś nie mogę pozbyć się bluesowych naleciałości (zabrzmiało trochę jak zarzut, więc od razu sprostuję - podziękowania jak najbardziej serdeczne). We wszystkim za co się zabieramy podstawą jest pozytywne nastawienie, nie zważanie na niepowodzenia i dążenie do celu. Jeżeli naprawdę chcemy coś osiągnąć to nam się to uda. Jedyne ograniczenia jakie stoją nam na drodze to nasze negatywne przekonania.

Gibson Flying V

To tak jak z moim wymarzonym instrumentem. Ponieważ do dziś bardzo cenię sobie osiągnięcia takich gitarzystów jak Jimi Hendrix, Kirk Hammet, czy Lenny Kravitz na początku mojej przygody z gitarą szczególnie upodobałem sobie model, którego każdy z nich bardzo często używał: Gibson Flying V. Koniecznie miał być koloru czarnego. Niestety tak się jakoś z finansami układało, że ciężko mi było wygospodarować kwotę na zakup takiej gitary. Więc pozostawała ona w kwestii marzeń, ale takich marzeń w których realizację nie bardzo wierzymy, no a nasza podświadomość niestety jest taka pokrętna, że jeżeli pojawiają się w naszym umyśle jakieś wątpliwości, to są one tam powielane na tysiące sposobów i w rezultacie powstaje blokada uniemożliwiająca realizację celu (Prawo przyciągania). Jeżeli jednak bezkrytycznie uwierzymy, że nawet najbardziej abstrakcyjna wizja jest możliwa do spełnienia, to uda się nam to osiągnąć, bo wspomniane powyżej prawo przyciągania może być również naszym sprzymierzeńcem, na czym nam właśnie zależy. Zbliżając się do 30-tki wyobrażałem sobie siebie grającego na czarnym Gibsonie Flyingu. Ponieważ po swoim tacie odziedziczyłem pedantyczne podejście do sprzętu (w jego przypadku sprzęt fotograficzny), w mojej wizji niepokoił mnie tylko jakiś chaotyczny bohomaz wymalowany na dużej powierzchni mojej nowiutkiej gitary. Jak macie ochotę to zerknijcie jak wygląda moja gitara, którą dostałem w prezencie na 30-te urodziny od żony. SHOW

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy

Na aukcji WOŚP wylicytowała dla mnie instrument z własnoręcznym autografem jednego z trzech wymienionych wyżej muzyków (rzeczony bohomaz z mojej wizualizacji). I uwierzcie mi, że nie robiłem tragedii z tego powodu, że to nie autograf Jimiego Hendrixa, a pewnie 20 lat wcześniej z uwagi na odmienne postrzeganie rzeczywistości, takie rozczarowanie przeszło by mi przez głowę. Tak więc był to najpiękniejszy prezent jaki dostałem w życiu, a pieniądze poszły na zacny cel bo zasiliły zebraną podczas XVIII Finału WOŚP pulę: 42 877 958,06 (PLN), która przeznaczona została na: "Wczesne wykrywanie nowotworów u dzieci". Zachęcam do brania udziału w licytacjach WOŚP, bo poza tym, że pomożecie dzieciakom, to możliwe, że uda Wam się sprawić jakiejś bliskiej osobie "prezent, o którym zawsze marzyła".

Wracając do adresata theDykacji życzę mu samych sukcesów, *wsparcia i wyrozumiałości ze strony rodziców, świetnych nauczycieli i pięknego instrumentu, który nie bedzie stwarzał bariery na drodze do doskonalenia kunsztu muzycznego (więcej na ten temat w planowanym wpisie theFeel). A ponieważ ja sam po paroletniej przerwie właśnie wracam do ćwiczeń, tym razem już na takim instrumencie jaki sobie wymarzyłem, wiem jak istotne są sprzyjające okoliczności i natchnienie. Poniżej nasza muzyczna theDykacja dla Konstantego od wujków Kuby i Wojtka, a ja wyobrażam sobie, że biorę z półki pięknie wydane CD zespołu o nazwie theDeszcz (nie jest to mój ulubiony nośnik - ale nie będę narzekał, żeby nie zasiać ziarnka wątpliwości) i odtwarzam na rewelacyjnie brzmiącym sprzęcie grającym (nazwy firmy nie podam, bo nie dogadałem się w kwestii kwoty za reklamę). Brzmi to naprawdę genialnie, a co widzę na okładce - wśród gitarzystów biorących udział w tym przedsięwzięciu: Konstanty Krsmanovic. Może poproszę go autograf na moim Gibsonie bo ten Kravitza już sobie prawie cały wytarłem w trakcie licznych w ostatnim czasie prób z theDeszcz (a z racji podobieństwa nazwisk różnica nie będzie znacząca, poza tym świetna technika i co najważniejsze rewelacyjny feeling). Tak, tak bujna wyobraźnia pomyślą sobie co poniektórzy. Może tak, a może będzie jak w przypadku niedorzecznych marzeń młodego człowieka o czarnej nowiutkiej gitarze renomowanego producenta z USA. Życzę z całego serca realizacji dawno zapomnianych marzeń - zapach, dotyk (moja młodsza córka uwielbia głaskać wyścielający futerał miśkowaty materiał - wie co dobre) - "bezcenne" - jak głosił pewien popularny slogan reklamowy.

*A propos wsparcia rodziców i abstrakcyjnych pomysłów z młodości. Moja 9 letnia córka zaczęła 4 miesiące temu trenować Karate. Było już kilka fajnych rzeczy, które zaczynała, ale po wstępnej euforii przychodził niestety czas na znudzenie i frustrację. W obawie przed powtórką w przypadku treningów karate, stwierdziłem, że udzielę wsparcia ze swojej strony. Od grudnia zapisałem się do grupy równoległej. Wspólnie łatwiej się zmobilizować do dosyć wytężonej pracy. Pomysł na początku wydawał mi się tak niedorzeczny, że nawet nie próbowałem powstrzymywać burzy wątpliwości, zwłaszcza, że po 30-tce pojawiła się u mnie jakaś dyskopatia w odcinku lędźwiowym ("starość nie radość"). No ale stwierdziłem, że przecież zawsze chciałem uprawiać systematycznie jakiś sport, a sztuki walki bardzo mi się podobały, więc dlaczego nie? Dłużej już nie ma sensu czekać. W naszym społeczeństwie jest co prawda tendencja do odkładania aktywności rekreacyjnych na okres emerytalny, no ale w obecnej sytuacji - wiek emerytalny + tryb życia - to nie każdemu uda się dotrwać do tego etapu. Nordic walking też chętnie zacznę uprawiać, ale chciałbym mieć jakąś alternatywę, a nie żeby to była jedyna forma aktywności na jaką mogę sobie pozwolić. Zobaczcie co fascynuje Wasze dzieciaki, często pokrywa się to z tym co sami mieliśmy ochotę robić w młodości, ale z powodu różnych okoliczności jakoś nam się nie udało. Jeżeli nie było wtedy możliwości to zrealizujcie to teraz. Na mnie jeszcze czeka snowboard, ale jakoś śniegu nie widać, to zapewne dlatego, że tylu sławnych ludzi uległo w ostatnim czasie wypadkowi (co prawda na nartach, no ale to w końcu też zjazd po śniegu, ilość "powierzchni ślizgowych" nie ma chyba znaczenia): Schumacher, Merkel, kontuzja kolana prezydenta Komorowskiego ... Z moim nazwiskiem muszę się mieć na baczności. Sami widzicie - jakaś Siła Wyższa (TheUs) nade mną czuwa ;)

theDykacja muzyczna PLAY

gitary: Konstanty Krsmanovic, Wojtek Musiał,
sekcja, bas, smy(a)czki ... (i wszystko czego się tam jeszcze dosłuchacie): Kuba Diduch




theDication, theVotion PLAY


Ilustracja muzyczna do słowa klucza aktualnego wpisu theDication.
Nagranie z repertuaru Dire Straits - "Walk Of Life"

"... He got the action, he got the motion
Oh Yeah the boy can play
theDication theVotion
Turning all the night time into the day ..."

Greetings!
Wujek Wojtek


piątek, 3 stycznia 2014

theMon

theMon

"theMon" to wynik naszej wspólnej fascynacji twórczością reżyserską Romana Polańskiego, a także przede wszystkim współpracującego z nim muzyka i kompozytora modern-jazzowego Krzysztofa Komedy-Trzcińskiego. Komeda z wykształcenia lekarz ze specjalizacją z laryngologii porzucił swoją profesję lub też profesja porzuciła jego, bo jak wieść niesie na zebraniu ZMP został publicznie napiętnowany i wyrzucony z organizacji lekarskiej. Tak więc te dwie dziedziny: muzyka i opieka zdrowotna przeplatają się wzajemnie, czego przykładem jest również autor tego wpisu w mojej skromnej osobie. To jak potoczyły się losy Komedy na pewno odbyło się z korzyścią zarówno dla muzyki, jak i kinematografii, czy medycyna ucierpiała z tego powodu? Ciężko powiedzieć, bo podobno był człowiekiem dosyć nieśmiałym i zamkniętym w sobie, a *dobry kontakt z pacjentem to podstawa sukcesu zwłaszcza w zawodzie lekarza.

*Mała dygresja medyczna. Nie zdajecie sobie nawet sprawy jak wiele jest przypadków niewłaściwych kuracji właśnie z powodu błędnie przeprowadzonego wywiadu. Taki przykład, z którym już się kilkakrotnie spotkałem to prowadzone u najmłodszych pacjentów długotrwałe leczenie przeciwalergiczne z powodu przewlekłego kaszlu, którego podstawową przyczyną okazała się niedomykalność dolnego zwieracza przełyku, co wymagało interwencji gastrologicznej, a nie alergologicznej, czy laryngologicznej. A często zastosowanie zwykłego siemienia lnianego (koszt ok. 2 zł) pozwalało osiągnąć zamierzony efekt terapeutyczny, którego nie udało się uzyskać po długotrwałej kuracji drogimi lekami, które poza ceną (w przypadku leczenia dziecka mało istotna kwestia) nie są pozbawione efektów ubocznych (a to już stanowi poważny problem). Tak więc podstawa dobrej diagnozy to dobry kontakt z pacjentem, co zwłaszcza w przypadku małych pacjentów nie jest łatwym zadaniem, bo wielu dorosłych nie potrafi precyzyjnie opowiedzieć o uciążliwych dolegliwościach, a co dopiero dziecko. Więcej o problemach zdrowotnych małych pacjentów w: "Drogie memu sercu suplementy" (theCOR).

Wracając do kinematografii największe moim zdaniem osiągnięcia tego muzyka były wynikiem współpracy z wspomnianym już Romanem Polańskim. Skomponował i wykonał ścieżkę do takich filmów tego reżysera jak, krótkometrażowe: "Dwaj ludzie z szafą" (1958), "Gdy spadają anioły" (1959), "Gruby i chudy" (1961), "Ssaki" (1963), a także pełnometrażowych produkcji fabularnych: "Nóż w wodzie" (1961), "Diamentowy naszyjnik" (1963), "Matnia" (1966), "Bal wampirów" (1967), czy właśnie do filmu, z którego pochodzi nasza największa muzyczna inspiracja "Dziecko Rosemary" (1968). Nie bez powodu ścieżka dźwiękowa została nominowana do nagrody Złotego Globu, a kołysanka pochodząca z tego filmu to jeden z najbardziej rozpoznawalnych filmowych motywów muzycznych. Piękna, niepokojąca i inspirująca. Zainspirowała również theDeszcz. Jak tylko zarejestrujemy i doprowadzimy do kształtu, który w pełni odda zamysł naszej koncepcji udostępnimy nagranie i klip. Na razie przystępujemy do pracy. A wracając do postaci autora zginął z powodu dosyć niefortunnego upadku. Śmierć Komedy wpisała się w całą serię drastycznych i mrocznych wydarzeń związanych z postacią Polańskiego. Przyczyną był zarówno **ALKOHOL, kalectwo będące następstwem przebytego w dzieciństwie polio, jak i postać kolejnego tragicznie zmarłego artysty, pisarza Marka Hłaski ("Żona Komedy zdradza tajemnicę" na WP.pl).

**O tej substancji i jej nieodłącznym związku z światem sztuki i "kultury" rozpocząłem przewidziany na cały rok 2014 projekt zawierający się w 7 ostatnim rozdziale alkoholowej sagi pt. "Katzenjammer". Postać Romana Polańskiego pojawiła się tam już przy okazji wpisu dotyczącego zmarłego ostatnio innego wybitnego polskiego kompozytora mojego imiennika Wojciecha Kilara. Zachęcam do przeczytanie i obejrzenia filmu, kto go jeszcze nie widział, a tych, którzy widzieli, do ponownego obejrzenia - "Śmierć i dziewczyna" z 1994 roku. Jak sami widzicie tyle analogii w moim życiu do wybitnych muzyków, że przed sukcesem już chyba nie ucieknę. Imię po Kilarze, a po Komedzie związek z służbą zdrowia, w moim przypadku to farmacja. Do zestawienia tych dwóch profesji medycznych zainspirowało mnie stwierdzenie jednej z lekarek podczas pobytu z córką na oddziale pewnej kliniki pediatrycznej. Nie przytoczę jej nazwy, gdyż z powodzeniem ten epizod mógłby się wpisać w mroczną serię Romana Polańskiego, a inne filmowe skojarzenie, które się zawsze u mnie pojawia w związku z tym okresem to "Królestwo" Larsa von Trier'a. W każdym razie rzeczona lekarka tłumacząc nam pewne aspekty kuracji wiedząc, że razem z żoną jesteśmy farmaceutami użyła sformułowania: "rozumiecie o co chodzi, bo przecież jesteście prawie jak lekarze". W normalnych okolicznościach nie stanowiło by to dla mnie większego problemu, gdyby nie fakt, iż w mediach królowała w tamtym czasie reklama "prawie jak ...", produktu jednego z bardziej znanych browarów, której puenta brzmiała: "Prawie robi wielką różnicę!".

"theMon" na razie w wersji beta, a może nawet gamma lub delta, ale jak tylko uzyskamy zadowalający efekt wspólnie obwieścimy tę doniosłą nowinę w cyberprzestrzeni.

Ściski
woytik


środa, 1 stycznia 2014

Here comes theDeszcz again

W którym roku powstał theDeszcz? Na to pytanie będzie ciężko odpowiedzieć, no ale tak najprecyzyjniej to połowa w Walentynki 1977, a druga 2 lata 9 miesięcy i jeden dzień później. Początkowy okres istnienia, wydawać by się mogło dosyć jałowy, stanowił czas dojrzewania pewnych koncepcji, które zaowocowały w latach 90-tych. Wtedy to właśnie powstał po całonocnej sesji nagraniowej album "Session in Siary after only one beer", fragmentarycznie upowszechniany przez lepszą połówkę zespołu w jej (tzn. "połówki") twórczości indywidualnej. Następnie zrodziła się koncepcja pt. "Muzyka do filmów nienakręconych", niestety jednak poza nienakręconymi filmami, również i muzyka nie została zarejestrowana i pozostała do dziś w naszych głowach. Jak na razie odżywa tylko wtedy, gdy bierzemy do ręki gitarę lub kontrabas, jednak jak to narzucił nam sinusoidalny przebieg naszego przedsięwzięcia artystycznego, po okresie wtórnej stagnacji zaistniała potrzeba wzmożenia aktywności. Jak przystało na początek roku to właśnie nasz plan na rok 2014 (theKlaracja).

Here comes theDeszcz again

"Here comes theDeszcz again
Falling on my head like a memory
Falling on my head like a new emotion ..."



Pozdrawiamy
theDeszcz